Zapomniana magia słuchowisk (Zapomenuté kouzlo rozhlasových her, 2009)
Michał Hernes
Článek byl otištěn v časopisu Fantastyka a byl publikován 27. 7. 2009
W przeszłości potrafiły mieć ogromną siłę oddziaływania, ale od kilku lat odchodzą do lamusa. Mowa o słuchowiskach radiowych, zwłaszcza tych z gatunku SF, wśród których można znaleźć wiele prawdziwych perełek.
Wiadomo, że słuchowiska mają wiele ograniczeń, więc ich twórcy robią wszystko, żeby je zatuszować i skupić się na budowaniu dowcipów bądź napięcia za pomocą dialogów czy drobnych detali. Ostatnio popularne są tzw. audiobooki, czyli książki czytane przez lektora, ale od kiedy pierwszy raz usłyszałem jakieś słuchowisko, niechętnie wracam do audiobooków – mówi Paco, proszący o anonimowość człowiek, który umożliwił wielu ludziom ściąganie słuchowisk z Internetu. Występujący w nich aktorzy mówią z niesamowitą ekspresją, słychać też efekty dźwiękowe, zaś narrator, jeśli występuje, nie zanudza słuchaczy przydługimi opisami – opowiada, dodając przy tym, że nagranie tego wszystkiego nie jest wcale takie łatwe. Trudno streścić całą powieść, gdy ma się na to trzydzieści minut. Nie zmienia to faktu, że czasem brak obrazu jest sporym atutem, co widać na przykład w „Zegarku” Jerzego Szaniawskiego. Poza tym dźwięki niesamowite pobudzają naszą wyobraźnię i są niejako istotą tej sztuki.
Widać to zwłaszcza w sytuacji, kiedy brano na warsztat opowiadanie albo powieść z gatunku SF. Warto odnotować, że najlepszym słuchowiskiem wszech czasów Teatrzyku Zielone Oko wybrany został „Jad Mantezji” według prozy Janusza Zajdla, który dostał najwięcej głosów na Forum Archiwum Listy Przebojów radiowej Trójki. Mnożące się w „Jadzie…” zagadki sprawiają, że osoby, które nie znają pierwowzoru, czeka pod koniec wielka niespodzianka.
Z drugiej strony za niespodziankę nie należy uznać opinii, że do przełożenia na język słuchowiska wręcz stworzone wydaje się być opowiadanie „Czy pan istnieje, mister Johns?” Stanisława Lema. Wcielający się w Johnsa Tadeusz Fijewski mówi swoją rolę doprawdy rewelacyjnie i zasługuje na olbrzymie owacje. Rola dała mu niesamowite pole do popisu, szczególnie jeśli chodzi o intonacje głosu. Psujący się Johns brzmi po prostu mistrzowsko. Świetnie wypadli także Tadeusz Olsza w roli adwokata i Andrzej Łapicki jako sędzia. Słuchowisko, wyreżyserowane przez Marię Komorowską, bije na głowę „Przekładańca” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Na jego tle blado wypada również „Diabeł w kieliszku” według Asimova, który rozczarowuje, choć wydaje się, że w samym pomyśle tkwi ogromny potencjał komediowy. Rzecz opowiada o intrydze, dzięki której nieśmiała abstynentka zamienia się w rozrywkową alkoholiczkę. O wiele ciekawiej prezentuje się „Kłamca”, którego można wysłuchać w wersji anglojęzycznej. W tym opowiadaniu Asimov zaprezentował pełnię swoich możliwości i nie została ona zmarnowana.
Intrygujący zabieg zastosowano również w „Mechanicznym sercu”, zainspirowanym znakomitym opowiadaniem Rogera Zelaznego. W głównym bohaterze, będącym czymś/kimś pomiędzy cyborgiem a półczłowiekiem, zachodzi przemiana: za sprawą spotkania z pewną kobietą powoli odżywa w nim człowieczeństwo, ba, rodzi się miłość. Jego dynamizm instynktownie uchwycił Adam Bauman. Głos początkowo brzmi mechanicznie, ale z biegiem czasu słychać w nim coraz więcej emocji. Ich kulminacja następuje w przejmującym finale, którego nie powstydziłby się solidny melodramat.
Przejmująca jest także „Ostatnia niedziela” Szymona „Zombie” Karpierza. Wyróżnić należy przede wszystkim początek, który perfekcyjnie udaje autentyczne wypowiedzi radiowe z serwisów informacyjnych. Dzięki temu zabiegowi w czasie jego słuchania może nasunąć się skojarzenie z głośną „Wojną światów” Orsona Wellesa.
W dalszej części dramatu zastosowana została inna strategia: słychać dziwne dźwięki, mieszają się ze sobą odgłosy policyjnych syren, karetek, pisków dzieci oraz jakichś niepokojących zdarzeń i nawoływań do ewakuacji. Robi to piorunujące wrażenie i niesamowicie wzmaga apetyt. „Ostatnia niedziela” przypomina poniekąd „Ostatni brzeg” Nevila Shute’a, ale jednocześnie niesie w sobie powiew świeżości; do głębi porusza i zaskakuje. Poza tym trafnie oddaje atmosferę bezsilności i totalnego zaszczucia. Monolog głównej bohaterki na długo zapada w pamięć – frapujące studium stopniowego popadania w szaleństwo, obok którego nie można przejść obojętnie. Opowieść ani trochę nie utraciła ze swojej uniwersalności – dziś, w czasach niekończącej się wojny z globalnym terroryzmem, należy ją potraktować jako przestrogę przed smutnymi konsekwencjami ludzkiej głupoty i drapieżnego fundamentalizmu.
Jan Warenycia wziął na warsztat opowiadanie „Roboty nie płaczą” Mike’a Resnicka, obsadzając w nim Andrzeja Ferenca. Jest to historia o przypadkowym odnalezieniu robota sprzed pięciuset lat, który kryje w sobie interesującą historię miłosną. Spod ręki Warenyci wyszła także „Krew z krwi” traktująca o światowej sławy fizyku, którego oskarżono o zabicie dwóch swoich klonów. Jak to zwykle bywa w podobnych sytuacjach, śledztwo mocno się komplikuje, a rozwiązanie zawiłej zagadki może zadecydować o przyszłości Europy. Reżyser zadbał, by jego dzieło zostało dobrze zrealizowane, w czym duża zasługa wcielających się w główne role Agnieszki Pilaszewskiej i Anny Gajewskiej.
Słuchowiska powstały również na podstawie wybitnych powieści, z których największe perełki to „Solaris” Stanisława Lema i „Pianola” Kurta Vonneguta. Dzieła tego pierwszego mogłyby częściej trafiać do radiowego teatru. Komediowy Lem to przecież nie tylko „Czy pan istnieje, mister Johns?”. Potencjał tkwi w wielu z „Bajek robotów” i pozostałych zbiorach opowiadań. Ion Tichy czy Klapaucjusz i Trurl byliby z pewnością bardzo wdzięcznymi bohaterami; przynieśliby słuchaczom wiele satysfakcji i radości. O kapitanie Pirksie nie wspominając, choć jego przygody czasem są utrzymane w klimacie bardziej serio. Z drugiej strony, polska fantastyka nie kończy się na Lemie i można by spokojnie spróbować poszukać inspiracji gdzieś indziej.
Przyjemnie słucha się także „Pianoli”, w której ujmująco wypada kot głównego bohatera, kradnący show za każdym razem, gdy… mruczy. Po jej wysłuchaniu trudno wyobrazić sobie „Pianolę” bez jego charakterystycznego miau. Niby detal, a jednak pozostaje w pamięci. Znakomicie wypadł także szach, któremu dzielnie dotrzymywał kroku jego tłumacz. Całości towarzyszy przyjemna muzyka, która podkreśla tragikomiczność i absurdalność całej tej historii.
Szkoda tylko, że aby tego wszystkiego wysłuchać, trzeba poczekać, aż pojawi się w Polskim Radiu. Wszystko wskazuje zaś na to, że nie nastąpi to zbyt szybko.
Autorskie wojny
Większości wyemitowanych słuchowisk nie znajdziemy w sieci– żali się Paco. Wiele nagrań pochodzi z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, więc osoby, które je kolekcjonowały i nagrywały na kasety magnetofonowe, mają obecnie czterdzieści, pięćdziesiąt lat. Większość z nich wychowała się w erze bez komputerów i Internetu, więc trudno oczekiwać, że zaczną zgrywać nagrania z kaset do formatu cyfrowego i udostępniać je innym. Na szczęście są wyjątki od tej reguły i właśnie tym osobom zawdzięczamy dostęp do starych nagrań. Od kiedy tylko Internet stał się ogólnodostępny i można w nim słuchać radia, pojawiła się możliwość prostego rippowania nagrań. Jak grzyby po deszczu wyrosły grupy mailingowe, które umożliwiają wymianę słuchowisk. Obecnie, aby znaleźć jakiekolwiek z nich, wystarczy tylko trochę poszukać, na przykład w Rapidshare lub na chomikuj.pl. Istnieją też fora, takie jak audioksiazki.org, na których można znaleźć wiele ciekawych nagrań.
Czasem ktoś mi zarzuca że rozpowszechniam nagrania, które wciąż są przecież objęte prawami autorskimi, ale wynika to z niezrozumiałej przeze mnie polityki Polskiego Radia. Posiada ono w swoich zbiorach setki godzin wspaniałych materiałów, z którymi kompletnie nic nie robi. Przecież nie straciłoby na tym, gdyby udostępniło słuchowiska na swojej stronie w podcaście. Nie wydaje ich również na płytach. Uważam, że powinno to ulec zmianie. Codziennie dostaję maile z podziękowaniami od różnych osób, w różnym wieku. Piszą do mnie emeryci, którym przypomniałem czasy studenckie i studenci, którzy słuchają starych nagrań na wykładach. Cieszę się że mogę pomóc tylu ludziom.
Na www.polskieradio.pl dostępnych jest raptem kilka słuchowisk, ale nie ma żadnego o tematyce SF. Zarówno w Jedynce, jak i w Dwójce i Trójce regularnie emituje się co prawda słuchowiska, ale trzeba być zdanym na to, co zostanie wyselekcjonowane. Niby są jeszcze Wielkie Kolekcje Radiowego Teatru, jednakże te wydawnictwa stawiają na klasyków takich jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki czy Sofokles. Próżno szukać tam Stanisława Lema czy Isaaca Asimova. Zdaniem Andrzeja Brzoski z Teatru Polskiego Radia podstawowy problem to prawa autorskie, na przykład do muzyki użytej w danym słuchowisku. Prawo nas ogranicza, ale chcemy to zmienić. Prowadzimy rozmowy ze Związkami Twórczymi i wierzymy, że uda nam się wprowadzić odpowiednie zmiany, dzięki którym słuchowiska będą szerzej dostępne zarówno w Internecie, jak i na płytach CD. Internet to przyszłość i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę – wyjaśnia Brzoska. Pierwszym krokiem ma być sprawienie, że słuchowisko puszczone w Polskim Radiu będzie dostępne na stronie internetowej radia przez dziesięć dni od daty jego emisji. Ale od tego do usatysfakcjonowania wszystkich, droga jest wciąż daleka.
Brzoska zabrał też głos w sprawie słuchowisk SF. Dobrze by było do tego powrócić, ale to zależy od samych autorów. Według niego brakuje zarówno dobrych scenariuszy, jak i osób, które by to wyreżyserowały. Nie ma co się oszukiwać: moda na ten gatunek radiowy już dawno minęła i słuchowiska nie należą do zbyt atrakcyjnych produktów. Stąd też taka, a nie inna ich dostępność. Mimo wszystko, w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii już dawno się z tym uporano.
Jak to się robi
Na stronie http://davidszondy.com/radio.htm można legalnie wysłuchać słuchowisk SF takich autorów jak Robert Heinlein, James Gunn, Murray Leinster, Robert Sheckley czy Frederik Pohl. Mało tego – jeśli złożysz datek w wysokości minimum 25 dolarów, to otrzymasz płytę CD z nagranymi w formacie MP3 wszystkimi znajdującymi się w archiwum słuchowiskami, także tymi fantastycznonaukowymi, które nie zostały umieszczone w sieci. Twórcy strony posiadają w swoich zbiorach aż czterdzieści pięć słuchowisk SF. Dodatkowo w pakiecie znajduje się unikatowy wywiad z Herbertem Georgem Wellsem i Orsonem Wellesem. Przypominamy, że Welles zrobił na podstawie prozy Wellsa radiową audycję, która wywołała swego czasu panikę w Ameryce. „Inwazja z Marsa” puszczona została w Halloween 1938 roku, ale ludzie w USA uznali to za prawdę. W dzisiejszych czasach mediów masowych bardzo trudno byłoby powtórzyć coś takiego.
Warto odnotować, że słynna książka „Autostopem przez Galaktykę” Douglasa Adamsa była początkowo słuchowiskiem radiowym nadawanym w BBC Radio 4. Dopiero potem stała się serią niezwykle popularnych powieści i doczekała się zarówno licznych adaptacji teatralnych, jak telewizyjnej i kinowej ekranizacji. Samo słuchowisko zostało obsypane nagrodami, dostało między innymi Imperial Tabacco Award i Sony Award (odpowiednio w 1978 i 1989 roku).
Jednym z radiowych pionierów w USA był sam Hugo Gernsback, uważany za jednego z ojców SF. Założyciel „Amazing Stories” znacząco przyczynił się do rozwoju amatorskiego radia. Natomiast prawdopodobnie pierwszą historią z tego gatunku puszczoną w Ameryce na cały kraj było R.U.R. (Rossum’s Universal Robots) na podstawie prozy Karela Čapka. Zaprezentowano ją 27 listopada 1933 roku. Pierwsza seria słuchowisk SF w odcinkach to z kolei „Buck Rogers in the 25th Century”, czyli historia człowieka, który przeniósł się z czasów jemu współczesnych do dwudziestego piątego wieku. Rzecz początkowo wyprodukował i wyreżyserował Carlo De Angelo, później jego obowiązki przejął Jack Johnstone. W 1935 roku swojego debiutu w eterze doczekał się zaś „Flash Gordon”. Obie serie zrobiono przede wszystkim z myślą o nastoletnich odbiorcach.
Początkowo słuchowiska SF bardziej przypominały horrory. Dla przykładu „Rocket From Manhattan” opowiadał o Armagedonie. Ten trend stopniowo ulegał zmianie za sprawą takich wydawców i pisarzy, jak chociażby John W. Campbell Jr, dzięki któremu zaczęto się koncentrować na elementach fantastycznonaukowych. Campbellowi ogromnie zależało na tym, by historie wydawały się jak najbardziej wiarygodne. Chodziło o to, aby słuchacze doszli do wniosku, że wszystko, co przedstawiono, teoretycznie może się wydarzyć. Skupiano się na technologii, często dowcipnie pokazując konsekwencje jej rozwoju.
Prawdziwy słuchowiskowy boom nastąpił w Ameryce w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dużym powodzeniem cieszyły się „2000 Plus” czy „Dimension X”. To ostatnie powstawało na kanwie wielu historii napisanych przez pisarzy zajmujących się fantastyką. O wiele prościej było bowiem inspirować się powstałymi już dziełami, niż wymyślać od podstaw coś zupełnie nowego.
Obecnie radio nie jest już tak popularne w Stanach Zjednoczonych, więc słuchowiska powoli odchodzą do lamusa i są puszczane jedynie od czasu do czasu. Nie zmienia to faktu, że kolekcjonerzy mogą poszukiwać kaset albo szukać słuchowisk na stronach rozgłośni radiowych lub portalach takich, jak Lodestone, ZBS Foundation i Jerry Stearn’s Fiction. Za najbardziej pożądane perełki uważa się „Imperium kontratakuje” czy „Neuromancer”.
Relikt przeszłości
O ile pozycja książek wydaje się niezagrożona, nic nie wskazuje na to, że słuchowiska znowu staną się popularne. To na swój sposób zadziwiające, bo można odnieść wrażenie, że wygodniej jest słuchać książki niż ją przeczytać. Widocznie ludzie wciąż odczuwają większą sympatię do słowa pisanego. Poza tym radio święciło największe triumfy w czasach, gdy telewizja nie była tak rozwinięta i w dużej mierze przez nią słuchowiska zeszły na dalszy plan. Teoretycznie sytuacja mogłaby ulec zmianie tylko po jakiejś globalnej katastrofie rodem z „Ostatniej niedzieli”. Mimo wszystko, miejmy nadzieję, że nigdy tak się nie stanie.
Na zakończenie warto przypomnieć wypowiedź sprzed lat wybitnego pisarza Mario Vargasa Llosy, w rozmowie z „Literaturą na świecie”*. Peruwiańczyk opowiadał o pisanej wówczas przez siebie powieści: – Jest to książka mówiąca o pewnym dramaturgu, autorze słuchowisk. Nie wiem, czy państwo znają ten gatunek? W Ameryce Łacińskiej cieszył się w swoim czasie ogromną popularnością. Z dramatem jako takim raczej niewiele ma wspólnego, więc byłyby to swego rodzaju adaptacje powieści, a raczej powieścideł ckliwych, afektowanych, będących mieszaniną cytatów i gotowych klisz – ot, typowa literatura konsumpcyjna, istny zlepek „odpadków” tego wszystkiego, co jest prawdziwą literaturą; literatura wysoce komercjalna i, z punktu widzenia formalnego, estetycznego – całkiem bezwartościowa. Ta podliteratura zdobyła sobie ogromną popularność, jakiej nie udało się zdobyć literaturze w żadnym kraju Ameryki Łacińskiej. Jest to zjawisko dość ciekawe, gdyż przedstawia ona rzeczywistość nierealną, zdeformowaną, wykrzywioną. Ale co się dzieje? Owa „rzeczywistość nierealna”, ze względu na oddźwięk, jaki znajduje u znacznej części społeczeństwa, zaczyna wkraczać do świata realnego, narzuca sposób bycia, odczuwania i myślenia; przede wszystkim u tej przeważającej części czytelników niewykształconych lub słabo wykształconych, którzy są przekonani, że właśnie taki sposób bycia, myślenia, etc. decyduje o „kulturze osobistej”. Jest to „nierzeczywistość”, która staje się rzeczywistością; tysiące ludzi zachowuje się, działa, czuje, zakochuje się, cierpi, kierując się tymi właśnie stereotypami narzuconymi początkowo przez słuchowiska, a obecnie przez niektóre powieści (…) Gatunek ten zdołał odkryć pewne czułe punkty u publiczności, zaspokoić pewne pragnienia i oczekiwania, wypełnić pewne luki w gustach. I w tym rozumieniu jest to literatura reprezentatywna; wyraża bądź to jakiś niedostatek, bądź to dążenie. To właśnie zjawisko zawsze bardzo mnie fascynowało.
Jak widać swego czasu słuchowiska miały w krajach iberoamerykańskich większą siłę oddziaływania, niż w Stanach Zjednoczonych jednorazowy dowcip na Halloween autorstwa Orsona Wellesa. Szczególnie, że w rok po jego prowokacji, hiszpańską wersję „Inwazji z Marsa” nadano w Ekwadorze i tam także wybuchła panika, ale na znacznie większą skalę. Kiedy zaś ludzie poznali prawdę, rozpoczęły się rozruchy, w wyniku których spalono stację radiową, a ponad dwadzieścia osób zginęło. Dowodzi to, że czasem trzeba uważać, co się robi, bo media miewają niespotykaną siłę oddziaływania.
*Fragmenty rozmowy z Mario Vargasem Llosą pochodzą z „Literatury na Świecie” nr 5/1977.
If you enjoyed this post, please consider to leave a comment or subscribe to the feed and get future articles delivered to your feed reader.
Díky, rickie, ale asi by to chtělo překlad.. :-)